poniedziałek, 29 grudnia 2014

Bracia

Z okazji Nowego Roku (Tak wiem to dopiero w środę, ale nie będę miała kiedy wstawić ) publikuję opowiadanie "Bracia" które jest trzecią częścią " Poświęcenia" Hahah muszę jakoś nazwać całe to opowiadanie, gdyż ta część nie jest ostatnia. Mam nadzieję, że się spodoba, liczę na komentarze, nie przedłużając Zapraszam:


Do Turnieju zostało parę dni, Kłamca powinien zachować spokój i opanowanie, ale wcale tak nie było. Gdyby ktoś od tak przypadkiem spotkał Lokiego na korytarzu pałacu powiedziałby, że jest to jeden z najspokojniejszych ludzi jakich kiedykolwiek widział. Brunet potrafił oszukać wielu lecz nadal w Asgardzie pozostawały przynajmniej cztery osoby, które były w stanie przejrzeć Lokiego w mniej niż minutę. Nie trudno było się domyślić, że tymi osobami byli: Ignis, Odyn, Gran i ku największej irytacji Lokiego -Thor. Zielonooki unikał Gromowładnego jak tylko mógł, ale trudno było się od niego uwolnić. Blondyn ciągle nachodził Kłamcę, nawet pomimo że Loki go obrażał, wyzłośliwiał się i rzucał na niego najbardziej bolesne i nieprzyjemne zaklęcia. Thor ciągle wracał. Brunet za każdym razem był okrutniejszy, a mimo to blondyn się nie zniechęcał.
  Loki skulił się pod kołdrą, po policzkach płynęły mu łzy. Powinno być dobrze, a jednak nie było. 
Kłamca wiele by dał żeby to wszystko to był tylko zły sen. Chciał obudzić się rano, właśnie w tym łóżku, przed atakiem na Nowy Jork, przed tym wszystkim. Chciał po prostu mieć spokój. Nagle rozległo się pukanie. 
- Loki...? - brunet wziął głęboki oddech. 
- Odejdź Thor! - wiele kosztowało go to aby głos mu się nie załamał. 
- Bracie proszę. Chcę porozmawiać, chcę cię zobaczyć... Proszę. - Kłamca wstał.
- Proszę bardzo! - warknął. Otworzył gwałtownie drzwi. - Teraz mnie widzisz! - Thorowi ukazał się obraz dość żałosny. Oczy Lokiego były zaczerwienione od płaczu, a na policzkach były mokre ślady. Ciemne kosmyki włosów Kłamcy wysunęły się z niedbale zawiązanego  kucyka. Jego komnata nie przedstawiała się lepiej, wszystko było zniszczone i po przewracane. Na podłodze było szkło, a na szafce stały puste butelki po miodzie. - Zadowolony? Widzisz mnie. - blondyn był przerażony. 
- Loki... - Thor wszedł powoli do komnaty. - Loki... - Gromowładny spojrzał na brata, przytulił go. Kłamca szarpał się, kopał, ale blondyn go nie puścił. - Loki.
- Nienawidzę cię! - brunet uderzył w klatkę piersiową Thora. - Nienawidzę...-szepną. 
- Bracie proszę, błagam przestań. - blondyn usiadł na łóżku ciągnąc za sobą Lokiego. - proszę. Zielonooki jakby wahał się przez chwilę, nakrył się pierwszą rzeczą jaką znalazł pod ręką - peleryną Thora, wszedł mu na kolana i oparł się o niego.
- Nadal cię nienawidzę. - mruknął. 
- Nie wierzę ci. Już nigdy ci nie uwierzę. 
- Zmądrzałeś... - uśmiechną się smutno Loki. 
- Dlaczego się na to zgodziłeś? Po co? Przecież to... Byłeś wolny, czemu nie uciekłeś? - brunet pociągnął nosem.
- Jednak nadal jesteś idiotą. - mokre od łez zielone oczy przyjrzały się Thorowi. - Mam syna. Kocham go. Nie chcę żeby został sam, ale teraz... teraz... co jeśli zginę. Bracie ja się boję. - szepnął. Blondyn przytulił go mocno. Odpiął pelerynę i otulił nią Lokiego. 
- Spokojnie, nie wiem jak ci pomóc. Nie mogę nic zrobić. Mogę jedynie cię wspierać, ale musisz mi na to pozwolić... - Kłamca wstał powoli, zabierając pelerynę. Spojrzał przed siebie po czym odwrócił się przodem do Thora. Uśmiechnął sztucznie, ledwo powstrzymywał łzy.
- Wiesz...?Jestem skończonym kretynem. - brunet wybuchnął płaczem. Gromowładny wstał i objął brata. - Przepraszam. Tak bardzo przepraszam...- szepnął Loki. 

*********

 - Jeszcze raz! - krzyknął rozbawiony Gran. 
- Wystarczy - mruknął Loki gasząc płomień na rękach.
- Oj, nie odmawiaj mi tej przyjemności chce to zobaczyć jeszcze raz.
- Zobaczysz. Na Turnieju, za dwa dni. - Gran westchnął ciężko. 
- Jak chcesz... To zabieramy się za teorie. - czarnoksiężnik zatarł ręce. Przed Lokim pojawiła się magiczna makieta areny. Gran po kolei wskazywał na części areny i mówił kto lub co tam się znajduję. Pokazywał słabe punkty areny, opowiadał o zawodnikach i zasadach Turnieju. 
- Po co mówisz mi to wszystko... 
- Pomoże ci to przeżyć, wierz w to albo nie, ale jestem twoim Patronem i uważam że to wszystko ci się przyda. - Kłamca westchnął ciężko. 
- Co mnie podkusiło żeby cię wybrać..
- Kiedyś mi podziękujesz. Siedź cicho i słuchaj. Turniej trwa cztery dni. Pierwszy dzień to jatka. Dosłownie. Każdy ma możliwość zabicia każdego. Po śmierci jednego zawodnika przerywa się walkę. Przez kolejne dni losuje się pary. Każdego dnia walczysz jeden raz. Jeśli wala trwa dłużej niż 15 min. przerywa się ją na pięć minut i wznawia się z powrotem.  Jeszcze jedno. Każdy czarny mag uważa ten Turniej za obrazę najgorszego stopnia. Żaden z twoich przeciwników nie będzie zadowolony, że tu jest. Wykorzystaj to. Nie radzę zawierać sojuszy. 

*********

- Loki musimy już iść, - Kłamca rozglądał się gorączkowo.
- Nie. Muszę jeszcze... 
- Nie czas na sentymenty, Loki! - warknął Gran. Brunet odepchnął Patrona. 
- Czekaj na mnie! - Zielonooki pobiegł w stronę komnat. Wpadł do pokoju syna. Chłopak siedział na łóżku wpatrzony przed siebie. Loki podbiegł do niego i przytulił go. Narfi otrząsnął się z otępienia.
- Tato... - brązowe oczy spojrzały z żalem na Kłamcę. Po policzkach chłopaka płynęły łzy. Loki otarł je.
- Spokojnie...
- Nie chcę żebyś tam szedł. - jęknął chłopak. Zielonooki uśmiechną się smutno.
- Obawiam się, że teraz już nie mogę zrezygnować...- szepną - Narfi...obiecaj mi jedno. Nie będziesz oglądał Turnieju. Proszę. - Narfi pokiwał głową.
- Nie będę - szepnął - Nawet nie miałem takiego zamiaru. - Loki przytulił go mocno.
- To dobrze. Bardzo dobrze, 
- Ale ty dotrzymasz obietnicy. - to nie było pytanie i Kłamca bardzo chciał dotrzymać danego słowa, tylko kiwną głową. - Powinieneś już iść...- szepnął Narfi. 
- Powinienem. Nawet muszę. Kocham cię. - Kłamca wstał i spojrzał na syna. - Żegnaj.
- Do zobaczenie. - powiedział Narfi z naciskiem - I powodzenia. - Loki kiwnął głową.
    Kłamca wyszedł z komnaty i pobiegł w stronę areny. W pomieszczeniu przygotowanego dla zawodnika Asgardu zastał Grana.
- Jeszcze raz zrobisz mi taki numer a przysięgam przeciwnicy będą twoim najmniejszym problemem-warkną czarnoksiężnik. 
- Przegapiłem coś? 
- Ognistego Feniksa, jakieś bliżej nieokreślone coś, nawet nieźle zrobionego Sfinksa i Lodowego Feniksa - majstersztyk. Niedługo wchodzisz.-. Nagle rozległ się dźwięk gongu. - Wchodzisz. - Kłamca wziął głęboki oddech. Gran otworzył przed nim drzwi. - Teraz już nie ma odwrotu. 

*********

Loki wyszedł na arenę z podniesioną głową i dumnie wyprostowany. Nie miał na sobie swojego zielono złotego stroju. Jego ubranie miało jednolitą czarną barwę. Zrezygnował z naszywki z herbem Asgardu. Całe odzienie uszyte było z materiałów nie palnego i przepuszczającego magię. Dzięki temu Kłamca mógł spokojnie założyć skórzane rękawiczki. Chociaż Gran zarzucił mu, że zachowuje się jak młoda panienka to Loki nie odrzucił tej części garderoby. Brunet uważnie zlustrował całą arenę. Z boku stali zawodnicy, którzy już się zaprezentowali. Trybuny były podzielone na siedem części. W założeniu każde z części miała być zajmowana przez obywateli danego świata, ale oczywiści nikt nie zastosował się do tej zasady. W części Asgardzkiej Loki dostrzegł Doktora Strange'a. Kiwnął mu głową, zastanawiając się jak ten Midgardzki mag się tu dostał. Czarodziej odwzajemnił gest i wzruszył ramionami jakby czytając w myślach Kłamcy i Loki wcale by się nie zdziwił gdyby się okazało że własnie to zrobił. Brunet wziął głęboki oddech i stanął przed lożami królewskimi. Siedem tronów, siedmiu królów, siedmiu doradców... Od lewej Władczyni Muspellheimu : Królowa Astala, Laufey, Malekith z mniej morderczym wyrazem twarzy niż zwykle, Faron - Król Wanaheimu, Odyn, Zawsze idealnie wyglądający Afaren - Król Alfheimu i Brokk - Włsadca Nirvadellu. Posadzić elfa i krasnoluda obok siebie? Odyn to samobójca, przecież oni przy najbliższej okazji skoczą sobie do gardeł.
  Kłamca skłonił się i rozpalił oba żywioły. Tak na prawdę nikt prócz Odyna i Laufeya nie wiedział, że Loki nie jest asgardczykiem. Wszechojciec nie wiedział o planach użycia obu żywiołów, nie wiedział, że jego największa tajemnica wyjdzie dziś na jaw, bo za każdym razem gdy Kłamca korzystał z lodu jedna połowa jego twarzy zmieniała barwę na błękitną. Loki zrobił gwałtowny obrót. Żywioły zaczęły wirować w okół niego. Brunet był w środku. On widział tylko ogień i kryształki lodu. Widownia ujrzała potężną, uskrzydloną bestię. Ostre lodowe kły iskrzyły się w słońcu, mocne skrzydła rozciągały się nad całą  polem areny. Kłamca wykonał gwałtowny ruch ręką. Smok wzbił się w powietrze, zionął ogniem i przeleciał nad widownią. Reakcja była natychmiastowa niektórzy pochylili się z przestrachem, inni patrzyli na bestię z nieskrywanym podziwem, a Astala i Laufey wpatrywali się w Lokiego ze wściekłością. Smok powoli zaczął się zmniejszać aż w końcu stanął na wzniesieniu nad areną obok innych podobizn zwierząt. Brunet skłonił się jeszcze raz. Na trybunach rozległy się oklaski, nawet zawodnicy i Królowie innych krain, co prawda z niechęcią, ale klaskali. Błękitna barwa powoli schodziła z twarzy Lokiego. Dostrzegł to Erwartung i z zaszokowanie przyglądał się zawodnikowi Asgardu. Zielonooki stanął obok niego.
- Kim jesteś? - Jotun spojrzał na niego.
- Twoim bratem. - odpowiedział Loki.
- Nie kpij. - warknął młodszy Laufeyson.
- Nie śmiał bym. - Kłamca obdarzył go chłodnym spojrzeniem. - A tak przy okazji. Ojczulek musiał się na ciebie nieźle wkurzyć, że posłał cię do zawodów...
- Nie wiem czemu to zrobił powiedział tylko: " Niech wygra lepszy". - Loki zmrużył oczy i spojrzał na Laufeya, który uważnie obserwował synów. Król uśmiechnął się drapieżnie do Kłamcy. Brunet natychmiast pojął plan Króla.
- Pomyśl książę. Skoro jestem tu ja i jesteś tu ty...
- Teraz rozumiem. - mruknął ponuro Erwartung i spojrzał na brata. - Niech wygra lepszy. - Loki kiwnął mu głową.
  Minęło piętnaście minut zanim wszyscy przedstawili swoje umiejętności. Przyszedł czas na pierwszą część turnieju. Jak trafnie nazwał to Gran : jatka. Wszyscy zawodnicy zmierzyli się wzrokiem.
- Zanim zaczniemy. - odezwał się krasnolud. - Ktoś ma ochotę się poddać ? Zapewniam szybką śmierć. - zawodnicy spojrzeli na niego wściekle. Ta propozycja była jak najbardziej na miejscu, ale mimo wszystko Loki i reszta czarnoksiężników poczuli się urażeni.
- Trzeba było tego nie mówić. - warknął elf i rzucił się na krasnoluda. Nie było żadnych zasad. Kłamca walczył właśnie z Muspellem i doszedł do wniosku, że zdecydowanie nie chciałby spotkać się z nim na arenie. Najgorsze było chyba to, że wyglądało na to że Loki ma skręconą rękę. Odwrócił się gwałtownie aby uniknąć ciosu i miał duże szczęście. Lodowy sztylet zamiast trafić w jego szyję, przeleciał raniąc go boleśnie w policzek i na koniec wbijając się w ramię Muspella. Brunet spojrzał na Jotuna stojącego kilka metrów przed nim.
- Nie ładnie atakować kogoś od tyłu. - Erwartung uniósł lekko brew.
- Doprawdy? - Loki przywołał sztylet i stanął w rozkroku. Nagle rozległ się dźwięk gongu. Wszyscy przerwali walkę i rozejrzeli się dookoła. Krasnolud leżał  martwy na piachu nad nim stał elf. Kłamca znów spojrzał na Jotuna.
- Wygląda na to, że będziemy musieli przełożyć naszą walkę.
- Obyśmy się jeszcze spotkali. - Loki odwrócił się w stronę drzwi prowadzących do jego pomieszczeń. Były otwarte. Schował nóż, krzywiąc się. Miał nadzieje, że Gran naprawi mu tą rękę do jutra. Wszedł do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Siadaj. - usłyszał krótkie polecenie, nie protestował. Usiadł na łóżku. Gran podszedł do niego i uniósł jego podbródek, żeby bliżej przyjrzeć się ranie na policzku. Kłamca skrzywił się lekko.
- Myślę, że ręka stanowi poważniejszy problem.
- To ja tu jestem medykiem, prawda? - Patron podszedł do blatu stołu i podał Lokiemu kubek. - Wypij to.
- Co to?
- Po prostu to wypij. - Gran podszedł z powrotem do bruneta i zaczął oglądać jego rękę. - Muszę ci ją nastawić...
- Rób co chcesz. - Kłamca skrzywił się kiedy Gran mocno pociągną jego rękę. Wziął łyk płynu i wypluł go z niesmakiem. - Co to!?
- Nie musisz wiedzieć, musisz to wypić.- Loki przełknął płyn.
- Mówiłem ci już, że cię nienawidzę?
- Tak. Przyjąłem to do wiadomości. Pij to.

*******

Narfi obserwował arenę z balkonu swej komnaty. Mimo prośby ojca obserwował Turniej. Niektórzy powiedzieliby, że można się było tego po nim spodziewać w końcu jest synem Kłamcy. Cóż... gwoli ścisłości Narfi nigdy nie powiedział "obiecuję".

środa, 24 grudnia 2014

Jemioła


Nie wiem jak to wyszło :D Sami oceńcie i powiedzcie: czy jesteście zadowoleni z prezentu ?

Do Wigilii zostało jeszcze kilka dnie, ale Stark Tower całe było już poobwieszane ozdobami zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. W środku we wszystkich pokojach, nawet w laboratoriach królowała jemioła. Tak, to był diaboliczny plan Tonego Starka te święta będą baaardzo ciekawe, tylko trzeba będzie wytłumaczyć wszystko asgardczykom. Thor zapowiedział, że przybędzie z przyjaciółmi. W g głębi duszy Tony liczył na jakiś mały między galaktyczny romansik, Podobno Lady Sif jest niczego sobie.
   wszystko było gotowe, teraz pozostało najtrudniejsze - czekać. Dla Tonego czekanie było istną męczarnią. Lecz w końcu nadszedł 24 grudnia. Wszyscy prócz asgardczyków już przybyli. Niestety Tony został ostrzeżony przez Natashę, że jeśli opowie gościom o tradycji z jemiołą to ona napuści na niego Hulka. Nie żeby Tony się bał. To przecież absurdalne, on w ogóle się nie bał... Ale wolał ostatnio unikać wściekłego Bannera. Uginając się pod szantażem milioner musiał zrezygnować ze swojego planu. Szkoda...
Nagle na środku salonu pojawił się Thor i jego przyjaciele. Tony przyjrzał im się uważnie. Thor zdecydowanie przesadzał co do Lady Sif. Oprócz niej przybyło jeszcze trzech mężczyzn...Nie! Czterech. Milioner zobaczył Lokiego. Pewnie ich ulubione blond bóstwo zapomniało wspomnieć, że zabiera brata. No bo przecież to taki drobiazg...
 W sumie na początku Tony nawet nieźle się bawił, ale szybko zaczęło go to wszystko nużyć. Kiedy Thor zapytał do czego służy ta roślina podwieszona pod sufitem, w sercu milionera zapalił się płomyk nadziei ale szybko zgasiła go Natasha mówiąc, że to tylko ozdoba. Doszło do tego, że Tony zaczął bliżej zaprzyjaźniać się z butelką Whisky. Niestety ta widocznie uznała milionera za niegodnego jej towarzystwa bo bardzo szybko się skończyła. Brązowooki rozglądał się w poszukiwaniu jej koleżanki. Traf chciał, że stała na stoliku obok kanapy gdzie zajął miejsce pewnie zielonooki brunet i Tonego zaczynało to już irytować, miał wrażenie że te zielone tęczówki śledzą każdy jego ruch.
Milioner wstał i skierował się w stronę stolika. Po prostu szybko zgarnie butelkę i odejdzie, Kidy sięgnął po alkohol  poczuł jak ktoś mocno łapie go za nadgarstek.
- Nie za dużo pijesz, Stark? - Loki podniósł nie niego wzrok.
- Nie twoja sprawa. - warkną Tony próbując wyrwać rękę z uścisku, co na niewiele się zdało. Loki wstał powoli i spojrzał milionerowi w oczy.
- Masz rację śmiertelniku to nie moja sprawa... - mrukną ciągle trzymając nadgarstek milionera.
- Czego chcesz? - brunet był nie na żarty zdenerwowany, człowiek który przed nim stoi zniszczył kilka miesięcy temu niezłą część Nowego Jorku. Zaraz... Czy Loki nie powinien siedzieć w jakiejś celi czy coś takiego? Kłamca uśmiechnął się niepokojąco szczerze.
- Midgardzkie zwyczaje są mi lepiej znane niż Thorowi...- oczy bruneta powędrowały ku górze, Tony powtórzył ten gest i spostrzegł jemiołę. Po chwili spojrzał na Lokiego, błysk w zielonych oczach utwierdził go tylko w przekonaniu,że jest już zgubiony.
- Nie zro... - wypowiedź przerwały mu chłodne usta atakujące jego własne. Loki wplótł swoje palce we włosy milionera i objął go drugą ręką nie pozwalając mu się odsunąć. Tony rozpływał się pod dotykiem Kłamcy. Sam nie do końca wiedział dlaczego. To po prostu było nowe, niesamowite i... i ... nie do opisania... W końcu oderwali się od siebie, ale zielonooki nie zabrał rąk.
- Loki wszyscy się na nas gapią - wydyszał cicho milioner.
- No to zaszokujmy ich jeszcze bardziej... Gdzie jest sypialnia? - Tony nie protestował. Wręcz przeciwnie kiedy dotarło do niego znaczenie słów Lokiego szybko obrócił się i pociągnął go w stronę sypialni. To była na prawdę ciekawa Wigilia...
*****
- Bracie! Loki!? - krzyknął Thor podnosząc się z kanapy, na której widocznie spędził noc Pewnie za dużo wypił. - Przyjacielu Jarvis gdzie mój brat?
- Zdaję się, że w sypialni Pana Starka, - odpowiedział S.I
- Zaprowadź mnie tam. - kiedy Gromowładny stanął przed właściwymi drzwiami, złapał za klamkę i pociągną, nie były zamknięte. Wszedł do środka, zobaczył Tonego leżącego na kimś. już w tym momencie blondyn zaczynał mieć złe przeczucia.
- Loki?- zapytał niepewnie. osoba pod milionerem drgnęła i próbował się podnieść, ale zaprzestała po kilku nieudanych próbach.
- Anthony, złaź! - Thor usłyszał głos brata. Stark mruknął coś nie wyraźnie nie mając zamiaru rezygnować z tak wygodnego położenia. Loki zrzucił go szybkim ruchem. Zielonooki uniósł się na rękach i spojrzał na blondyna.
- Thor! Coś się stało? - Gromowładny zdębiał na widok Kłamcy. Loki oprócz opaski z pluszowymi rogami renifera i czerwonej obróżki z dzwoneczkami był kompletnie nagi. Brunet poprawił przekrzywioną opaskę, ziewnął i uśmiechnął się do Thora. - Braciszku, ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu żebyś tak stał i się gapił, ale sam przyznasz że to trochę niegrzeczne szczególnie, że razem z Anthonym pozbyłem się kołdry... - minęło parę sekund zanim do Gromowładnego dotarło co Loki do niego mówi. Blondyn szybko przeniósł swój wzrok na inne części pokoju. - Więc co się stało?
- Ja... chciałem cię znaleźć...
- I znalazłeś. Coś jeszcze? - nagle błękitnooki usłyszał jęk Lokiego. - Stark... Anthony nie teraz.. Cholera gdzie z tymi łapami... - to był raczej słaby protest i Thor na prawdę nie chciał tego widzieć. Gromowładny szybko odwrócił się i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
 Loki roześmiał się siadając na Tonym okrakiem.
- Dla samej tej miny było warto... - powiedział po czym przygryzł wargę i spojrzał pożądliwie na Tonego - chociaż z chęcią kontynuowałbym naszą znajomość, Panie Stark.... - wymruczał cicho. Milioner przełknął ślinę.
- Cóż... nie widzę przeszkód...

czwartek, 11 grudnia 2014

Obietnica


Z okazji moich urodzin, które są jutro macie ode mnie prezent.
"Obietnica" czyli "Poświęcenia" część 2 :D Tak będzie część trzecia, może nawet i czwarta nie wiem zależy w ilu częściach się zmieszczę. Uważam, że "Poświęcenie" było lepsze, ale oceńcie to sami, proszę o szczerość. 

Narfi stał przed oknem i patrzył na dzieci bawiące się w ogrodzie. Był roztrzęsiony, ledwo udało mu się zachować spokój w obecności strażnika, który przyniósł mu wieści. Chłopak zacisną powieki, a po jego policzkach zaczęły płynąć łzy. Trudno mu było uwierzyć w to co usłyszał. Wiedział, że to zapewne jedyne wyjście żeby jego ojciec został w Asgardzie, ale bał się. Bał się, że coś może się stać. Loki jest świetnym magiem, ale coś może się nie udać, wystarczy jedno potknięcie i Kłamcę czeka rychła śmierć. Nagle rozległo się pukanie. Narfi nie odwrócił się, milczał. Po chwili usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi. Ktoś podszedł do niego i go objął. 
 - Narfi? – chłopak przełknął łzy i odwrócił się powoli aby spojrzeć w parę zielonych tęczówek.
- Możesz zginąć… - szepną i opuścił głowę. Kłamca westchną  cicho i ukląkł przed synem, spojrzał mu w oczy.
-Jest taka możliwość.
- Nie! – oddech Narfiego przyśpieszył, a po jego policzkach znów popłynęły łzy. – Nie. – powtórzył ciszej- Straciłem już matkę i brata. Nie chcę stracić Ciebie. Nie chcę znów być sam… - Loki wstał i przytulił syna. Nic nie mówił. Nie pocieszał go. Panowała ogólna opinia, że Kłamca nie potrafił tego robić, ale to nie prawda. Zielonooki przysiągł sobie, że nigdy nie okłamie syna, a mówienie „ Wszystko będzie dobrze”  Było okrutnym kłamstwem.
- Tato…? – Chłopak podniósł głowę.
- Tak?
- Obiecaj mi…Obiecaj, że przeżyjesz. Wiem, że przegrana nie zawsze oznacza śmierć. Jest jedno wyjście. – Loki przymkną oczy, a na jego twarzy pojawił się gorzki uśmiech.
- Wiem o czym mówisz, ale…Obawiam się, że jeśli to zrobię to Odyn znów mnie… -Kłamca wziął głęboki oddech. Na samo wspomnienie tej przeklętej jaskini robiło mu się słabo. Spuścił głowę. – Narfi…ja nie mogę…- brązowe tęczówki wpatrywały się w Lokiego z wyczekiwaniem.
- Proszę…- szepną chłopak. Kiedy nie uzyskał odpowiedzi, odsunął się od ojca i oparł się o parapet. Loki stał jeszcze chwilę w miejscu z opuszczoną głową po czym odwrócił delikatnie syna tak żeby ten stał do niego przodem. Chłopak podniósł na niego wzrok.
- Narfi, obiecuję Ci, że nawet jeśli będę musiał  błagać o litość przeżyję ten Turniej. Chociaż nie mogę Ci obiecać, że Odyn mnie nie zabije. – brązowooki westchną z ulgą i przytulił się do ojca.
- Jeśli to zrobi…- Loki przyłożył mu palec do ust.
- Ciii…Uważaj co mówisz – szepną i wskazał na kruka kołującego na zewnątrz, który akurat teraz podleciał bliżej okna. Narfi kiwnął głową.
- Pójdę już – mrukną Kłamca, pocałował syna w czoło i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie. Kiedy wyszedł natknął się na Ignisa. – O! Chodź, idziesz ze mną – pociągną przyjaciela za sobą.
- Loki! Muszę dać to…
- Później. Teraz idziesz ze mną do skrzydła szpitalnego – rudowłosy przystaną.
- Po co?- Kłamca westchną cicho.
- Według zasad Turnieju muszę mieć tak zwanego Patrona. Czyli potrzebna mi osoba, która będzie ze mną ćwiczyć i ewentualnie leczyć obrażenia podczas Turnieju i tym podobne bzdury. Ciebie nie mogę wybrać, bo jako doradca będziesz w lożach obok króla więc pozostaje mi Gran. Chodź już.
- Zdajesz sobie sprawę, że za sobą nie przepadacie. – Zielonooki prychną cicho.
- Łagodnie powiedziane. Uwierz mi nie mam lepszego kandydata.
 Dwaj magowie stali naprzeciwko wrót prowadzących do gabinetu obecnego Medyka Nadwornego. Loki zapukał, drzwi otworzyły się natychmiast.
- Czego!?- warkną ciemnowłosy mężczyzna, układający książki na jednej z półek.
- Może grzeczniej – mruknął Loki. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, a jego nienaturalnie fioletowe oczy przeszyły Kłamcę spojrzeniem.
- Proszę, proszę kogo ja widzę? Mój były, niedoszły uczeń.
- Były, niedoszły – powtórzył Loki – Ładnie powiedziane.
- Wybaczcie, ale ja nie mówię waszym szyfrem… - Ignis popatrzył na Zielonookiego. Kłamca nie spuszczał wzroku z Grana.
- Były uczeń, niedoszły uczeń czarnej magii.
- Tylko dlatego, że nie potrafiłeś trzymać języka za zębami! To przez ciebie tu siedzę! – syknął medyk. Loki wydął usta i zaśmiał się cicho.
- Skoro tam za mną tęsknisz to mam dla ciebie propozycję, przy okazji wyrwiesz się ze skrzydła szpitalnego. Potrzebuję Patrona. – ciemnowłosy usiadł, a na jego ustach pojawił się drwiący uśmiech.
- Doprawdy i akurat mnie wybrałeś? – Kłamca westchną ciężko i skarcił się w myślach za naiwność. To było do przewidzenia, że Gran przyciśnie go i nie odpuści.
- Ignis nie może, a…a ty jesteś prawdopodobnie jedyną osobą w tym królestwie, która jest w stanie mnie zmusić do ćwiczeń. – Loki oparł się o ścianę i wbił wzrok w podłogę. Wiedział, że w tej chwili na ustach Grana maluje się uśmiech satysfakcji.
- Dobrze – Kłamca zacisną zęby słysząc zadowolony medyka. – Ale ty informujesz o tym Odyna. – Zielonooki kiwnął głową i bez pożegnania szybkim krokiem wyszedł z gabinetu, ciągnąc za sobą Ignisa.
*********
Loki z jękiem upadł na piach. Już żałował, że wybrał Grana na Patrona, ćwiczenia były istną męczarnią. Kłamca przymknął oczy.
- Co…? Już zmęczony? Nie wierzę. – w głosie czarnoksiężnika słychać było nieskrywane rozbawienie. Zielonooki przetoczył się na brzuch i uniósł się na czworaki. Powoli wstał chwiejnie, staną naprzeciwko fioletowookiego . Ledwo utrzymywał się na nogach, a jedna z jego rąk zwisała bezwładnie.
- Gdyby nie te runy, już byś nie żył – syknął Kłamca i wskazał na swój nadgarstek na który widniały znaki.
- Właśnie dlatego je założyłem. Po za tym chciałem sprawdzić jak ci idzie kiedy masz ograniczone możliwości. – Loki zacisną zęby.
- W takim razie już to zrobiłeś! – warkną.
- Nie… - mruknął rozbawiony Gran a w jego ręku pojawił się długi rzeźbiony kij pomalowany na obu końcach. Czarodziej przyjął postawę.- Mam zawiadomić Odyna, że odmawiasz ćwiczeń?
- Nienawidzę Cię!- warknął brunet i rzucił się na swojego Patrona. Gran odsunął się krok w tył, a kiedy Loki był już wystarczająco blisko, podciął mu nogi kijem. Kłamca znów zwalił się na piach, spróbował użyć zaklęcia teleportacji ale runy na jego nadgarstkach zaświeciły się i czar nie zadziałał. Kręciło mu się w głowie, kiedy przymknął oczy poczuł, że ktoś nad nim stoi.
- Rób co chcesz. Ja nie mam zamiaru wstawać. – Kłamca poczuł jak Gran łapie go za nadgarstki. Wszelkie ograniczenia znikły. Zielonooki leżał chwilę, gdy otworzył oczy Grana już nie było.
******
- Na Odyna! Loki co ci się stało? – krzykną Ignis. Kłamca siedział oparty o ścianę obok wejścia do swojej komnaty. Uchylił powieki.
- Ymh…Ćwiczenia z Granem. Pomożesz? – rudowłosy pomógł wstać Lokiemu. Kłamca złapał za klamkę i wszedł do pokoju. Po chwili z jękiem opadł na łóżko.
 - Jakim cudem udało mu się cię…
- Po porostu jestem idiotą – przerwał mu brunet – dałem sobie założyć blokady.
******
Około 5 00 rano Kłamca zwlekł się z łóżka i tak nie mógł spać. Ilekroć zamykał oczy widział jaskinię i węża. Świadomość, że może tam wrócić naprawdę go przerażała. Przez kilka godzin krążył po pałacu nie mając co ze sobą zrobić. W końcu postanowił udać się do komnat królewskich i wyciągnąć trochę informacji z Odyna.
  Loki wszedł do gabinetu Wszechojca i bezceremonialnie zajął miejsce naprzeciwko króla. Odyn skrzywił się lekko.
- Czemu zawdzięczam tę wizytę?
- Wiem, że masz listę zawodników. Chcę ją znać.
- Twoja szczerość jest onieśmielająca. – mrukną Odyn z nutką ironii w głosie. – Nie dam ci listy. Prawo tego zabrania. – Loki pochylił się do przodu.
- Ile razy łamałeś je dla swojej wygody? – zapytał prowokacyjnie.
- Trzeba wiedzieć kiedy przestać.
- Skoro tak stawiasz sprawę. Może źle zacząłem? Tak czysto teoretycznie : co by się stało gdyby zawodnik Asgardu okazał się zwykłym tchórzem? Mojemu imieniu już nic nie zaszkodzi, ale mogę zaszkodzić Tobie i krajowi.
- Mógłbym rozkazać znów wsadzić cię do tej jaskini.- warknął lodowato król.
- I kogo wystawisz na moje miejsce? – Odyn zacisnął zęby i wstał. Po chwili otworzył stojącą na szafce szkatułkę i wyjął z niej list. Rzucił ją na biurko.
- Zapamiętaj sobie Loki marny będzie Twój los jeżeli przegrasz i przeżyjesz. – sykną i po chwili dodał cisze - A może nie tylko twój…- Kłamcę przeszedł zimny dreszcz. Groźba w słowach Odyna była aż nazbyt słyszalna. Wizja powrotu do jaskini była przerażająca, ale jeszcze bardziej przerażającą wizją była krzywda Narfiego. Szybko podniósł kopertę z biurka. W środku znajdowało się siedem kart zawodników. Ani Nilfhelim, ani Midgard nie brał udziału w Turnieju. Loki spokojnie przeglądał karty i rozkładał je na dwa stosy. Odyn domyślił się, że jeden stos to przeciwnicy niebezpieczni, a drugi stos to zapewne ci, których z łatwością będzie pokonać. Wkrótce w ręku Kłamcy została tylko jedna karta. Wszechojciec był bardzo ciekawy reakcji Lokiego na zawodnika Jotunheimu. Spodziewał się zdziwienia, ukrytego za maską spokoju. Jednak na twarzy Zielonookiego widać było nieskrywaną wściekłość. Ręce Kłamcy zacisnęły się na kawałku papieru i gniotły go bez litości.
- Przyznam, że spodziewałem się innej reakcji…- Loki trzasnął ręką w biurko aż Wszechojciec podskoczył.
- On. Miał. Nie żyć. – warkną lodowato brunet – Ten cholerny „Nadzieja” miał nie żyć!*
- Słucham!?
- Nie twoja sprawa! – Kłamca gwałtownie wstał upuszczając kartę na podłogę, chciał wyjść kiedy drzwi zatrzasnęły się przed nim.
- Myślę, że to jak najbardziej moja sprawa. - Loki westchnął i odwrócił się na pięcie.
- Erwartung II Laufeyson - zwany też "Ostatnia Nadzieja". Pół Jotun, pół Elf. Potężny czarnoksiężnik. Miałem kiedyś plany dotyczące tronu Jotunheimu, przeszkadzał mi więc zorganizowałem na niego zamach. Zostałem zapewniony że nie żyje. Po kilku miesiącach palny były nieaktualne więc przestałem się nim interesować. Zaspokoiłem twoją ciekawość, Wszechojcze? 
- Dlaczego "Ostatnia nadzieja"?
- Po pierwsze jego imię znaczy właśnie "nadzieja", a po drugie panowało przeświadczenie, że odzyska szkatułę, którą miałeś przyjemność ukraść. Muszę iść. - Kłamca odwrócił się i wyszedł.
****
- Musisz zaprojektować sobie ukłon. Każdy zawodnik musi się zaprezentować przed władcami krain. Najczęściej za pomocą swoich umiejętności magicznych prezentują jakieś zwierzę, z którym będą identyfikowani. - Loki uniósł powieki i podniósł się do siadu.
- Wilk.
- Zbyt banalne..
- Wąż.
- Mało atrakcyjne. Po za tym mam wrażenie, że jak jeszcze raz zobaczysz węża to dostaniesz zawału. - Na usta Grana wpłynął złośliwy uśmiech. Kłamca zacisnął zęby. 
- Smok.
- Tak! - fioletowooki wstał z ławy i zaczął chodzić w tę i z powrotem. - Gdybyś połączył swoje umiejętności i stworzył smoka z lodu i ognia. To byłoby imponujące. Nie sądzę aby ktoś powtórzył coś takiego. 
- Oszalałeś!? Nie da się...
- Dasz radę. Spróbuj. - Kłamca wydał z siebie dźwięk przypominający warknięcie.
- To zbyt duże zużycie energii. Nie możliwe jest używanie jednocześnie ognia i lodu. 
- Oddziel te dwa żywioły na obie ręce. Do póki ci się nie uda, nie wyjdziesz stąd...- Loki zacisnął zęby i zmierzył czarnoksiężnika wzrokiem. Stanął w rozkroku, przymknął powieki i uspokoił oddech. Kłamca był pół Lodowym Olbrzymem, pół Muspellem. Potrafił władać ogniem i lodem, ale nie w tym samym czasie. To było niewykonalne. Rozdzielenie tego, tak jak mówił Gran wymagało skupienia. Być może to mogłoby się udać, ale stworzenie z tego podobizny smoka było niemożliwe. Kłamca przywołał oba żywioły, jego lewa ręka robiła się błękitna, po prawej co jakiś czas przemykały płomienie. Kiedy ogień spotkał się z lodem Loki poczuł lekki ból w miejscu złączenia. Chciał otworzyć oczy i przestać.
- Nie dekoncentruj się. - mruknął Gran - Skumuluj magię żywiołów na dłoniach. - ból nasilał się. Zielonooki zacisnął zęby i powoli otworzył oczy. Udało się!  - Brawo! Uformuj coś. - Kłamca gwałtownie złączył obie ręce, a potem powoli rozdzielił. Pomiędzy nimi unosiła się paląca się lodowa kula. 
- Teraz wystarczy stworzyć smoka i sprawić żeby się ruszał... Poradzisz sobie. - Loki spojrzał na Grana jak na szaleńca.
- Ale to wymaga wprawy i dużo ćwiczeń. Nie zdążę.
- Musisz.